A co z siódmym doświadczeniem?
Miało być siedem przygód a jest sześć. Co z siódmym doświadczeniem? Obiecałam, że będzie więc dotrzymuję słowa. Siódma przygoda nie dzieje się na żadnej z gór. Dzieje się w świątyni. Jak to w świątyni? W regionie w którym jest mnóstwo świątyń jest to jak najbardziej możliwe zwłaszcza gdy odwiedza się świątynie w dzień nowiu lub pełni księżyca. Podczas tygodniowego pobytu w Tri Ton, w mieście, które jest naszym punktem wypadowym w góry, jest piękna buddyjska świątynia Chùa Long Hòa i to właśnie do tej świątyni wybieramy się w 15 dniu miesiąca księżycowego. Po kilku minutach od wejścia do budynku zauważamy poruszenie wśród przebywających tam osób. Rozpoczyna się przygotowanie do modlitwy, które przebiega bardzo sprawnie. Dosłownie w kilka sekund mamy przed sobą poduszkę, stolik i książeczkę. Kobiety sympatycznie pokazują nam, że mamy zostać w świątyni dbając o to abyśmy mieli wszystko to co one. Zostajemy wchłonięci przez około 40 modlących się osób (głównie kobiet) wraz z którymi przez godzinę bierzemy udział w wieczornej pudży. Po zakończeniu ceremonii wszyscy wychodzą z głównej sali udając się „na tyły” świątyni. Gdzie oni idą? Zastanawiam się przez chwilę, po czym wychodzimy z budynku. Podziwiamy jeszcze chwilę rozświetloną pagodę kiedy zauważam, że ktoś do nas macha i pokazuje abyśmy podeszli. Idziemy. I zostajemy zaproszeni na poczęstunek. Kobiety jak i mnisi pokazują nam gdzie mamy usiąść. Dostajemy talerze z wytrawną, bardzo dobrą przekąską. Zaskoczeni zaproszeniem obserwujemy radość w oczach tych osób, otwartość i lekkość z jaką zapraszają nas do siebie na wspólny posiłek i cieszą się, że przyjmujemy zaproszenie. Sprawia nam to dużo radości 😊