parallax background

Tajlandia – wakacje od wakacji

20 sierpnia 2021
Słodkie szaleństwo czyli przekąski południowego Wietnamu
10 sierpnia 2021
Tajlandia – wakacje w rodzinnym gronie
20 sierpnia 2021
 
Kraj, do którego nie planowałam wracać. Kraj, którego nie było na liście państw azjatyckich, które zamierzaliśmy odwiedzić podczas naszej podróży. Zniechęcona pierwszym pobytem w Tajlandii w 2012 roku, postanowiłam omijać ją z daleka. Chaos i zamieszanie podczas transportu, tłumy, kradzież oraz pora deszczowa na Ko Samui, mocno utkwiły mi w pamięci. Oczywiście były też pozytywne chwile pełne słońca na Ko Phi Phi, pikantne curry oraz szał zakupów. Wróciłam jednak wówczas z wakacji pełna zniechęcenia do podróży po Azji. I tak przez kolejnych 5 lat odkrywałam Europę. Dopiero Nepal w 2018 "otworzył mi ponownie drzwi" na Azję. Pojawiła się ciekawość i chęć eksplorowania krajów azjatyckich, a przede wszystkim poczułam, że jestem na to gotowa. Odpowiedni czas w końcu nadszedł. Nadszedł czas również na powtórne odwiedzenie Tajlandii. Postanowiłam dać jej i sobie drugą szansę.
 
 
I podobnie jak 6 lat musiało upłynąć, zanim ponownie znalazłam się na pokładzie samolotu, którego portem docelowym był Bangkok, podobnie ten wpis musiał poczekać aż 18 miesięcy na swoją publikację.
Jak wyglądał nasz pobyt w krainie uśmiechu? Wracam wspomnieniami do tych chwil sprzed 18 miesięcy, przeglądam zdjęcia i notatki i tak spontanicznie powstaje wpis o przygodach, które miały jeszcze miejsce w świecie, w którym granice otwarte były dla podróżnych, a turyści mieszali się we wzajemnym zgiełku z mieszkańcami odwiedzanego kraju.
 
 
Co nas zaprowadziło do Tajlandii? Potrzeba regeneracji, słońca, morza oraz piasku po trzy miesięcznym pobycie w Nepalu, w trakcie którego odbyliśmy intensywne trekkingi po himalajskich szlakach. Przede wszystkim jednak postanowiliśmy przylecieć do Bangkoku ze względu na ogólny brak planu na dalszą część naszej podróży. Myśleliśmy o zwiedzeniu Birmy oraz Wietnamu ale w tym momencie brakowało nam pomysłu jak się do tego zabrać. W związku z tym, że z Bangkoku można było się wszędzie łatwo dostać, Tajlandia pojawiła się jako idealne miejsce, w którym możemy sobie zrobić krótkie „wakacje od wakacji”.
 
 
Odkrywamy Bangkok i lokalne środki transportu
W Bangkoku spędzamy kilka dni, dwa na początku pobytu i trzy na jego końcu. Szwendamy się po ulicach miasta, spacerujemy po parkach, zaglądamy do garnków, a jak znajdziemy coś wege to i kosztujemy, buszujemy po nocnych targach. Najbardziej jednak lubimy kombinować jak dostać się do wybranego celu lokalnymi środkami transportu.
 

Trzy rodzaje słodkich deserów z fasolki, ryżu i ziemniaków

 
W Bangkoku można poszaleć i wypróbować wszystkie opcje przemieszczania się pomiędzy wybranymi punktami. Do dyspozycji mamy metro, autobusy, tramwaje wodne, pociągi, taksówki, grab i oczywiście tuk tuk. Korzystamy ze wszystkich oprócz taksówki. Jako pierwsze na tapecie ląduje metro, którym jedziemy z lotniska do Chinatown. Korzystamy z niego kilkakrotnie aby szybko i sprawnie przedostać się do wybranej przez nas części miasta.
 

Podczas spacerów odkrywamy wąskie ulice i obserwujemy jak żyją ludzie w stolicy Tajlandii

W zielonym parku Lumpini ludzie aktywnie uprawiają różne sporty. To idealne miejsce aby uciec od zgiełku miasta

 
Od samego początku pobytu w mieście intrygują nas jednak tramwaje wodne dlatego zaraz z rana idziemy nad rzekę aby skorzystać z pomarańczowej linii i dopłynąć do sklepu, w którym zamierzamy kupić kartę SIM. Cel naszej wyprawy wybieramy dla zabawy. Ostatecznie sklepu w danej lokalizacji nie znajdujemy ale odkrywamy przystanek autobusowy, z którego kolejnego dnia odjeżdżamy autobusem na główny dworzec autobusowy, z którego odjeżdżają autobusy dalekobieżne. Nic nie dzieje się przypadkiem ;) A my przy okazji spontanicznie zwiedzamy ulice miasta i płyniemy po raz drugi tramwajem rzecznym do innego już sklepu aby tym razem z sukcesem zakupić kartę SIM.
 

Tramwaj wodny to wygodny i intrygujący środek transportu w mieście

 
Nic tak nie sprawia satysfakcji jak małe wyzwania w postaci transportu lokalnego, a przy okazji mamy przy tym dużo zabawy. Nawet w wyniku dobrych negocjacji i dla frajdy oglądamy ulice Bangkoku z tuk tuka... Krótka przejażdżka tym popularnym w stolicy Tajlandii środkiem transportu dostarcza nam dużo wrażeń i uśmiechu. W mieście sprawnie działa również grab, z usług którego korzystamy aby dostać się na pływający targ Khlong Lat Mayom o którym piszę więcej w drugim wpisie.
 

Rozświetlona dzielnica Chinatown pełna jest kolorowych tuk tuków

 
Najtańszym środkiem transportu w Bangkoku jest… pociąg. Za przejazd na lotnisko Don Muang z dworca głównego płacimy „aż” 10 batów czyli 1,20 zł za dwie osoby. Przez chwilę zastanawiamy się czy dobrze usłyszeliśmy kwotę. Tylko tyle? Tak, 5 batów za dojazd na lotnisko. To zdecydowanie najtańszy transport na lotnisko spośród wszystkich, które odbyliśmy w czasie naszej podróży.
 
 
Autokarem na południe
Autokary dalekobieżne są bardzo popularnym środkiem transportu do odległych zakątków Tajlandii, z których następnie można promem dopłynąć na liczne rajskie wyspy… Wybieramy więc taką właśnie opcję aby dostać się na południe Tajlandii. Kupujemy bilet na nocny kurs do Krabi i podekscytowani zajmujemy miejsca w busie. Przejazd mija nam szybko. W przerwie o 23:00 mamy lekką kolację o której nie wiedzieliśmy, że jest w cenie. Posiłek zostaje podany przy „chińskim” obrotowym stoliku i w towarzystwie kilku osób jemy późną aczkolwiek bardzo lekką kolację, po której odpływam w sen na wygodnym siedzeniu autokaru budząc się o świcie na południu kraju. Wszystko przebiega sprawnie, bez tłumów. Niczym ten transport nie przypomina transportu, który odbyłam 6 lat temu...
 

Plaża, morze, słońce... dokładnie tego potrzebowaliśmy :)

 
Koh Lanta po raz pierwszy czyli relaks, relaks i jeszcze raz relaks
Nasz "urlop" rozpoczynamy od relaksu na wyspie. Wybieramy spokojną Koh Lantę, którą odwiedzamy dwu krotnie. Po raz pierwszy sami. Spędzamy na wyspie siedem dni. To nasze wakacje od wakacji. Dni pełne relaksu w promieniach słońca i szumu fal. Plaża, piasek, morze i cudowne zachody słońca. Wygrzewam się na słońcu i ładuję „akumulatory”. Muszę przyznać, że wyspa mnie wciąga. Cudowny śpiew ptaków budzi nas o świcie. Wraz ze wschodem słońca rozkładam matę i pełna energii wykonuję asany... znowu pojawia się chęć do codziennej praktyki jogi. Pozwalam sobie na odpoczynek i nadrabiam zaległości blogowe. Po południu wskakuję do wody, a wieczorami spacerujemy po długiej plaży. Och jak przyjemnie. Nie zapominamy również o jedzeniu delektując się tajskimi przysmakami. Zajadamy się zielonym i czerwonym curry z tofu i pyszną sałatką z papai, owocami i tajskimi naleśnikami z czekoladą.
 

Codziennie patrzymy na przepiękne zachody słońca

 
Płyniemy na wycieczkę
Spośród kilku ofert wybieramy wycieczkę na "4 islands". Całodniowa wycieczka obejmuje rejs łodzią pomiędzy czterema wyspami. Przy dwóch pierwszych wyspach łódź zatrzymuje się nieopodal skał i kto chętny, wyposażony w sprzęt do snorkelingu, wskakuje do wody aby podziwiać podwodny świat. Ja przy pierwszej wyspie chętnie korzystam z okazji i wchodzę do wody, przy drugiej natomiast rezygnuję i wolę podziwiać to co znajduje się nad wodą. Skały z których gdzieniegdzie wyrastają zielone krzaki wyglądają niesamowicie. Trzecim punktem programu jest dopłynięcie do ukrytej laguny na wyspie Koh Mook. Aby dostać się do środka wyspy trzeba przepłynąć przez tunel, którego długość wynosi 80 metrów. To Szmaragdowa Jaskinia (Morakot cave), która jest główną atrakcją wycieczki. W kamizelkach ratunkowych, w świetle latarki płyniemy za przewodnikiem, który ma ze sobą wodoszczelny worek w którym zapakowane są wszystkie telefony i kamerki. Wypływamy z jaskini i "wow jak pięknie". Jesteśmy otoczeni wysokimi skałami, pod nogami mamy biały piasek, a przez wąski otwór nad naszymi głowami wpadają promienie słońca. Sesja fotograficzna trwa, a my podziwiamy ten ukryty w środku wyspy cud natury. Po pełnym emocji i wrażeń zwiedzaniu trzech wysp nachodzi czas na lunch, który zostaje podany na czwartej wyspie Koh Ngai. Cumujemy przy jednej z rajskich plaż, jemy obiad i relaksujemy się na ciepłym piasku. Wracamy na Koh Lantę przed 16:00 i mamy jeszcze przed sobą cudowny zachód słońca.
 

Cumujemy na wyspie Koh Ngai i jemy lunch siedząc na piasku

 
W wiosce Khao Sok
Z Koh Lanty udajemy się na kilka dni do wioski Khao Sok położonej na skraju Parku Narodowego Khao Sok. Wybieramy nocleg w domkach oddalonych od centrum o 5 kilometrów, za wzgórzem. Wokół nas jest las, zieleń i rzeka. Zewsząd dobiega ćwierkot ptaków. Otoczeni naturą spędzamy tu 6 dni. Spacerujemy, medytujemy nad rzeką, chodzimy na lunch do pani, która przy głównej drodze serwuje makaron smażony i zupę z warzywami. Potem kupujemy owoce u sympatycznej starszej kobiety, która za każdym razem dorzuca nam grube banany, a na koniec siadamy na ławeczce przy sklepie i popijając sodę obserwujmy jak toczy się życie w wiosce. Korzystamy z uroków okolicy bez pośpiechu doświadczając tego co nas otacza.
 

Droga prowadząca do naszego bungalowa ukrytego wśród zieleni

 
Wycieczka do parku i rejs łódką po turkusowych wodach jeziora Cheow Lan
Naszym głównym celem wizyty w Khao Sok jest Park Narodowy. Park ma dwa wejścia. Jedno z małej wioski Khao Sok, w której wynajmujemy bungalow. Drugie nad jeziorem Cheow Lan. My chcemy zobaczyć jezioro. Wypożyczamy więc skuter na 24 godziny. Czas dojazdu nad jezioro wynosi 1 godzinę. My jednak jedziemy dłużej bo przyciągają nas lokalne jadłodajnie. Wybierając się do parku nie jesteśmy pewni czy uda nam się popłynąć łódką. Kiedy jednak zatrzymujemy się na tamie i spoglądamy na malowniczy krajobraz przed nami i łódki sunące po turkusowej tafli wody już wiemy, że na pewno chcemy popłynąć w głąb jeziora.
 

Spoglądając na jezioro Chew Lan od strony tamy nabieramy ochoty na rejs w głąb jeziora

Na przystani Ratchaprapha Marina cumują łodzie typu longtail, które zabierają turystów w rejs po jeziorze

 
Kręcimy się w okolicy kas i przystani Ratchaprapha Marina skąd odpływają łodzie typu longtail. Zauważamy parę Rosjan i zagadujemy ich pytając o możliwość wspólnego rejsu. Zrzucamy się na jedną łódkę i wypływamy w dwugodzinny rejs. Piękne, zielone wzgórza wynurzają się z wody, niektóre w kształcie głowy człowieka, inne śpiącej małpy. Mijamy domki, które unoszą się na wodzie i uśmiechamy się do naszej pani kapitan. Przyroda zachwyca nas po raz kolejny. Jeszcze rzut oka na jezioro z pobliskiego punktu widokowego i możemy wracać.
 

Domki na wodzie w których można spędzić noc po wykupieniu odpowiedniej wycieczki

A co my tu tamy? Dwie twarze zwrócone do siebie ;)

 
Jeszcze rzut oka na jezioro z pobliskiego punktu widokowego i możemy wracać.
 
 
Ruszamy w drogę powrotną zachowując w pamięci zachwycający krajobraz Parku Narodowego Khao Sok i jeziora Cheow Lan :)
 

Okolica jest zadbana i czysta, a drogi są w bardzo dobrym stanie

 
Nocne targi po drodze
Wsiadamy na skuter i ruszamy w drogę powrotną. Nieoczekiwanie na naszej drodze pojawiają się nocne targi. Takich okazji nie przepuszczamy. Wstępujemy na jeden market, potem drugi. Delektujemy się świeżym sushi, a na deser kupujemy mango sticky rice w trzech kolorach i wracamy do domku w zupełnej ciemności. Dobrze, że drogi w Tajlandii są w dobrym stanie.
 
 
Słonie w pracy
Nazajutrz mamy do dyspozycji skuter jeszcze przez 3 godziny. Zrywamy się o wschodzie słońca i jedziemy w przeciwnym kierunku... przed siebie. Odległości pomiędzy miejscowościami są tu znaczne. I nagle naszym oczom ukazuje się słoń. Słoń na ulicy? Po chwili już wszystko jasne. "Jazda na słoniu" głosi panel reklamowy... słoń idzie do pracy. Z drugiej strony idą dwa kolejne słonie. A niedaleko znajduje się dom dla słoni. W Tajlandii już nie tylko popularne są przejażdżki na słoniu ale również sanktuaria. W końcu wymęczone słonie, które już nie dają rady pracować trafiają do sanktuarium, które szczycą się tym, że u nich nie jeździ się na słoniu ale za to można wykąpać się ze słoniem, umyć i nakarmić... Jak nie jeden biznes to drugi. Dopóki ludzie będą korzystać z tego typu usług dopóty biznes będzie kwitł. Patrzymy ze smutkiem w oczach jak słonie przygotowywane są do codziennej pracy aby sprawić przyjemność już czekającej w kolejce grupie turystów.
 
 
Czy to już koniec?
Szybko minęły nam dwa tygodnie w rytmie slow. Zrelaksowani, z nowym zapałem i energią wracamy do Krabi. Dodatkowo jestem podekscytowana wydarzeniem, które nastąpi już niebawem... Przed nami kolejne dni pełne słońca w krainie uśmiechu, które spędzimy w powiększonym gronie. Kto do nas dołączy w naszej podróży? O tym i nie tylko przeczytacie w kolejnym wpisie :) Zapraszam do części drugiej naszych "wakacji od wakacji".
 

W promieniach słońca ładujemy "akumulatory" :))