Jeszcze przed rozpoczęciem swojego pierwszego trekkingu w Himalajach zastanawiałam się czy są to góry dla każdego. Bliskość szczytów, których wysokość przekracza 8 tysięcy metrów, zdjęcia znalezione w Internecie i przedstawiające ludzi w ekstremalnych warunkach oraz dobiegające z mediów informacje o sukcesach i porażkach polskich himalaistów, mogą skutecznie działać na naszą wyobraźnie dotyczącą tego rejonu świata. A jak jest naprawdę? I jak się przygotować do takiego trekkingu? W tym poście postaram się podzielić swoimi wnioskami oraz doświadczeniem zdobytym podczas przemierzania himalajskich szlaków. Wpis będzie nieco dłuższy. Mam jednak nadzieję, że przyniesie odpowiedzi na część stawianych przez Was pytań.

Mosty to jedna z wizytówek himalajskich szlaków
No więc czy Himalaje są dla każdego?
Obserwując ludzi na szlaku śmiało możemy powiedzieć, że na pewno dla ludzi w każdym wieku, którzy lubią aktywnie spędzać czas w górach. W czasie naszej wędrówki trafialiśmy zarówno na osoby młode, te w średnim wieku jak i na osoby, których wiek i odwaga budziły nasz szacunek. Oczywiście pod warunkiem, że myślicie o wędrówce. Bo istnieje też opcja zwiedzania Himalajów helikopterem z pamiątkowym zdjęciem na tle Everestu. Szybkie lądowanie, uśmiech, pstryk, pstryk i lecimy dalej (też początkowo nie wierzyliśmy). Wychodzę jednak z założenia, że jeśli czytacie ten post wówczas preferujecie oglądanie szczytów z perspektywy punktów widokowych, które zdobywacie na własnych nogach.
Ok. Zapadła więc decyzja wyjazdu w najwyższe góry świata. I co dalej? Bo pewnie opcji jest sporo. Myślę, że na początku warto  odpowiedzieć sobie na kilka pytań, które ułatwią wybór pierwszego oraz kolejnych trekkingów:
• Ile mam czasu i co chcę zobaczyć?
• Czy potrzebuję jakieś pozwolenia?
• W jaki sposób chcę wędrować? I czy warto wynająć przewodnika?
• Jak to u mnie wygląda z kondycją?
• Czy na szlaku można się zgubić?
• Gdzie spać?
• Ile kawałków pizzy wrzucić do plecaka? Czyli czy będę głodować?

Na szlaku z Lobuche do Gorakshep idziemy za tłumem...w końcu to szlak prowadzący do bazy pod Everestem i na Kalapathar
Ile mam czasu?
Od tego zależeć będzie wybór regionu oraz długość trekkingu. Najkrótsze wędrówki trwać będą około tygodnia czasu (Langtang), nieco dłuższe kilkanaście dni (Annapurna Circuit) a te najdłuższe nawet około miesiąca (Three Passes wraz z Everest Base Camp z początkiem w Jiri). Do tego należy doliczyć czas podróży z Polski, załatwienie niezbędnych pozwoleń w Kathmandu oraz transfer w konkretny region (co zajmuje czasami kilkanaście godzin w jedną stronę).

Lotnisko w Lukli...dla tych co mają mało czasu...o ile pogoda pozwala na lot
Pozwolenia.
Podobnie jak wejście do parków narodowych w Polsce może być odpłatne, podobnie jest również w Himalajach. Pozwolenia (permits) najczęściej możemy zakupić jeszcze w Kathmandu bądź w wyznaczonych do tego miejscach na szlakach. Ich ceny najczęściej wynoszą 1000-3000 rupi, co w naszym odczuciu jest ceną bardzo sprawiedliwą (wyjątkiem jest drogi region Mustang). Musimy również pamiętać, iż w niektórych regionach wymagane są zezwolenia tzw. Tims, kosztujące 2000 rupi. Warto więc przed rozpoczęciem wędrówki udać się Nepal Tourism Board aby podpytać, jakie zezwolenia są wymagane. Najczęściej w tym miejscu możecie je również wykupić. Pamiętajcie o zabraniu z sobą zdjęć paszportowych.

Thame
W jaki sposób chcę wędrować?
Można iść na własną rękę niosąc plecak o wadze 10-14kg. Można skorzystać z usług portera, który na swoich barkach przeniesie nasz trekkingowy dobytek. Można również skorzystać z usług przewodnika, który za nas podejmie większość decyzji w czasie marszu. I można również skusić się na wyprawę, w której prócz przewodnika i porterów, towarzyszyć nam będą jaki niosące kempingowy ekwipunek (namioty, wyżywienie) a za przygotowanie posiłków odpowiedzialny będzie wędrujący z nami kucharz. Decyzja jest więc bardzo indywidualna i uzależniona od własnych preferencji oraz budżetu, którym dysponujemy. Oczywiście trekking na własną rękę będzie rozwiązaniem zdecydowanie tańszym niż obozowanie w namiotach.

Porterzy na szlaku niosą maksymalnie 30 kilogramów
Dlaczego my nie korzystamy z usług przewodnika?
Bardzo cenimy przewodników. Ich pracę oraz wiedzę. Cenimy również ciężką pracę porterów. Od przewodnika na pewno można uzyskać mnóstwo ciekawych informacji o Nepalu, stylu życia Nepalczyków, o trasie i widocznych na niej szczytach. Idąc z przewodnikiem macie pewność, że będziecie mieć pokój w hotelu i na pewno się nie zgubicie na szlaku. Korzystanie z usług przewodnika jest nawet obowiązkowe w określonych obszarach Himalajów np. rejon Manaslu.
Dlaczego więc jeszcze nie zdecydowaliśmy się na tą opcję? Ponieważ najbardziej cenimy sobie niezależność i swobodę podczas pasjonującej przygody w najwyższych górach świata. Ponadto na podstawie własnych obserwacji wiemy, że:
• przewodnik jest nie tylko przewodnikiem na szlaku ale również kelnerem i pośrednikiem pomiędzy gospodarzami a klientami i to on decyduje w którym miejscu śpimy, 
• przewodnik decyduje o której godzinie ruszamy na szlak, kiedy robimy przerwę i gdzie zatrzymujemy się na lunch
Lubimy sami podejmować decyzje odnośnie przerw, noclegów i tempa naszej wędrówki. Uwielbiamy również bezpośredni kontakt z właścicielami lodgy (tak, jest to możliwe). Podczas rozmów z gospodarzami poznajemy ich pogląd na życie, styl życia, co im sprawia radość a co przysparza trosk. Czasem udaje nam się przeprowadzić naprawdę ciekawą i długą rozmowę, czasem tylko zamienić kilka słów a czasem porozmawiać na migi. Ale to właśnie daje nam szerszy pogląd na życie ludzi w Nepalu. 
Z kolei przewodnik przekazuje nam swoją wiedzę i jest to opinia jednego człowieka. A przecież każdy jest inny. Uśmiechnięta pani z wioski Taktor, która z radością częstowała nas dal bhatem, nie mówiąc przy tym ani słowa po angielsku, może świat postrzegać zupełnie inaczej niż Dorjee z Junbesi, z którym przy szklaneczkach raksi czy wspólnym obieraniu fasoli przegadaliśmy niezliczone godziny. Czy też Kami - nasza gospodyni z Chaurikharki, z którą siedzieliśmy razem w kuchni, grzejąc się przy piecyku i oglądając albumy z jej podróży po świecie. Takie rozmowy często ułatwiają również zaplanowanie kolejnych dni trekkingu czy wprowadzenie większych bądź mniejszych korekt w obecnym planie. I nawet jeśli czasami trafimy na „mur” będąc kompletnie niezrozumiałym to według nas warto ryzykować i próbować dalej. A w tym skutecznie może pomóc znajomość zaledwie kilku nepalskich słów.
Lubimy sami podejmować decyzje odnośnie przerw, noclegów i tempa naszej wędrówki. Uwielbiamy również bezpośredni kontakt z właścicielami lodgy (tak, jest to możliwe). Podczas rozmów z gospodarzami poznajemy ich pogląd na życie, styl życia, co im sprawia radość a co przysparza trosk. Czasem udaje nam się przeprowadzić naprawdę ciekawą i długą rozmowę, czasem tylko zamienić kilka słów a czasem porozmawiać na migi. Ale to właśnie daje nam szerszy pogląd na życie ludzi w Nepalu.
Z kolei przewodnik przekazuje nam swoją wiedzę i jest to opinia jednego człowieka. A przecież każdy jest inny. Uśmiechnięta pani z wioski Taktor, która z radością częstowała nas dal bhatem, nie mówiąc przy tym ani słowa po angielsku, może świat postrzegać zupełnie inaczej niż Dorjee z Junbesi, z którym przy szklaneczkach raksi czy wspólnym obieraniu fasoli przegadaliśmy niezliczone godziny. Czy też Kami - nasza gospodyni z Chaurikharki, z którą siedzieliśmy razem w kuchni, grzejąc się przy piecyku i oglądając albumy z jej podróży po świecie. Takie rozmowy często ułatwiają również zaplanowanie kolejnych dni trekkingu czy wprowadzenie większych bądź mniejszych korekt w obecnym planie. I nawet jeśli czasami trafimy na „mur” będąc kompletnie niezrozumiałym to według nas warto ryzykować i próbować dalej. A w tym skutecznie może pomóc znajomość zaledwie kilku nepalskich słów.

Przerwa na lunch przygotowany w lodgy i kilka zdjęć podczas wejścia na Dudhkundę

Chwila zadumy na wzgórzu w Junbesi
A jak z tą kondycją?
Himalaje to wymagająca wędrówka. Każdego dnia przemierzamy nawet do kilkunastu kilometrów (lub więcej), czekają nas strome podejścia a różnice w wysokościach potrafią przekroczyć 1000 metrów. Do tego dochodzą również wysokości, które bardzo często osiągamy po raz pierwszy w życiu. Nie oznacza to oczywiście, że Himalaje są jedynie dla maratończyków. Wydaje się jednak, że dla własnego komfortu powinniśmy zadbać o naszą kondycję, rozpoczynając przygotowania na kilka tygodni przed planowanym wyjazdem. Treningi biegowe oraz spacery po polskich górach dla większości powinny być wystarczające. Dzięki temu trekking będzie przyjemnością a lekka zadyszka będzie jedynie motywować do kolejnych wyzwań.

Warto się było pomęczyć...te widoki wynagradzają wszystko...Kalapathar 5550 m n.p.m.
Czy można się zgubić na szlaku?
Oczywiście. Nie zapominajmy, że mówimy o Himalajach. Nasza trasa czasami przebiegać będzie przez słabo wydeptaną polną ścieżkę, innymi razy wędrować będziemy przez las czy niewielkie lokalne wioski. A czasami wspinać się będziemy po litej skale. Nie zawsze są to miejsca wyraźnie oznaczone strzałkami wskazującymi odpowiedni kierunek. Jak więc się przygotować i co robić aby bezpiecznie dotrzeć do wioski, w której spędzimy spokojnie noc w ciepłym śpiworze i łóżku?
Naszą pierwszą inwestycją poczynioną jeszcze w Kathmandu powinien być zakup szczegółowej i aktualnej mapy. Znajdziemy na niej informacje dotyczące przebiegu trasy oraz jej profilu, miejsc noclegowych, lokalizacji punktów, w których zjemy posiłek bądź napijemy się ciepłej herbaty. Na mapie często znajdują się również wskazówki dotyczące danego odcinka (np. landslide) oraz czasów przejścia pomiędzy miejscowościami.
Dobrym wsparciem dla takiej mapy będą również aplikacje, które zainstalować możemy na naszym telefonie, a które wskazywać będą naszą aktualną pozycję oraz szlak. Z naszego doświadczenia możemy polecić takie pozycje jak ViewRanger (bardzo szczegółowe mapy, pokazujące również aktualną wysokość) czy Maps.me. W obu przypadkach pamiętajmy o wcześniejszym pobraniu map danego regionu, gdyż na szlaku najczęściej będziemy w trybie offline.
A co jeśli technologia zawiedzie bo przykładowo nasz szlak został zmyty w czasie wakacyjnych monsunów? Pytajcie. Mieszkańcy danego regionu lepiej znają własne ścieżki niż wszystkie mapy razem wzięte. A czasami zwykłe wskazanie kierunku palcem może być bardzo cenne.

Którą drogę wybrać?
Noclegi na szlaku.
Na popularnych szlakach (np. w rejonie Annapurny, EBC, Langtang, Helambu) na pewno nie będziecie nocować pod gwiazdami (no chyba, że bardzo będziecie starali się gdzieś zgubić). Baza noclegowa w postaci lodgy, guest house czy hoteli jest bardzo rozbudowana. Czasami trafimy na pojedynczy guest house w małej wiosce, a czasami trafimy na miasteczka turystyczne, kuszące ogromną ilością miejsc noclegowych.
Warunki najczęściej są proste ale w zupełności wystarczające. Pokoje wyposażone są w łóżka, czasem półeczkę bądź niewielką komodę. A jeśli są wieszaczki to już jest luksus 😉 Znajdziecie również pokoje z łazienką czy toaletą. A przy odrobinie szczęścia w pokoju będzie również gniazdko, które pomoże podładować telefon.
Wieczory wszyscy spędzają w pomieszczeniu wspólnym gdzie zazwyczaj jest piecyk i gdzie podawane są posiłki. Jest to też idealne miejsce na codzienną lekturę, nawiązywanie znajomości czy zdobywanie informacji na temat czekających nas odcinków.
W większości lodgy można znaleźć również prysznic - gorący lub zimny. W przypadku gorącego prysznica rozróżniamy: gas shower (najpewniejszy i daje gwarancję ciepłej wody), solar shower (woda najczęściej jest letnia) i bucket shower (to niesamowite ile wody mieści się w jednym wiadrze i czasem nawet umycie włosów jest możliwe). Od danego regionu zależeć będzie czy prysznic będzie darmowy czy tez płatny. A ceny dochodzić mogą nawet do 600 rupi. Warto więc się nieco potargować i czasami sprawdzić więcej niż jedno miejsce w miejscowości, w której zamierzamy spać.

Tea shop w Sanugopte w promieniach wschodzącego słońca

Hot shower? Na szlaku wszystkiego można się spodziewać. Z wiadrem wody można się udać do takiej oto budki...no może takiej która ma wszystkie ściany 😉
Jedzenie na szlaku.
Niezależnie od wybranej przez was opcji trekkingu (indywidualny, z przewodnikiem bądź kemping), jedno jest pewne – głodować nie będziecie 😊 Wzdłuż szlaków turystycznych znajdziemy większe bądź mniejsze bary oraz punkty oznaczone jako tea house. Zawsze na posiłek można się również zatrzymać w miejscach oferujących noclegi. Nie ma więc większego sensu zabierać z sobą kilogramów prowiantu, konserw turystycznych czy setek przekąsek na czarną godzinę.
Jedzenie na szlaku jest zróżnicowane i każdy powinien coś znaleźć dla siebie. Najbardziej popularny na szlaku Dal bhat dostaniecie wszędzie, nawet jeśli gospodyni nie mówi po angielsku. To typowe nepalskie danie składa się z ryżu (bhat), soczewicy (dal), ziemniaków z warzywami (tarkari), pecli czy azaru. Pierwsze 3 składniki zawsze znajdą się na talerzu, dwa pozostałe już nie koniecznie ale jak poprosicie o azar to na pewno dostaniecie. Jest to też danie, w którym zawsze możemy liczyć na darmowe dokładki.
Co poza tym zjecie na szlaku? Chowmein, thukpa, momo, chapati, gotowane albo smażone ziemniaki, chlebek tybetański, naleśniki, owsiankę albo naszą ulubioną tchampa porridge, która najlepiej sprawdza się na śniadanie przed wymagającym szlakiem. Warto też spróbować dhido, którego w menu najczęściej nie znajdziecie (jeśli jednak spróbowaliście tchampe i Wam nie smakuje to z dhido lepiej zrezygnujcie). Ceny za posiłki są bardzo rozsądne i wynoszą najczęściej od kilku do kilkunastu złotych. Powszechną zasadą jest również wzrost cen, wraz ze wzrostem wysokości i odległości od dróg.
Wyruszając w trekking za każdym razem zaopatrujemy się w pożywne batoniki energetyczne. Można je kupić jeszcze będąc w Polsce lub sklepach w Kathmandu. Na każdy dzień planujemy jedną sztukę, Batoniki sprawdzają się najlepiej w miejscach, gdzie widoki zapierają dech w piersiach i aż prosi się o krótką przerwę.

Pokój wspólny w Marathon Runner Lodge & Restaurant w Thame

U sympatycznej Nepalki w wiosce Taktor

 
	



